Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/128

Ta strona została przepisana.

nej, odzyskawszy zdrowie fizyczne. A chociaż czułem ból dolegający, myślałem jednak że ten ból koi we mnie daleko większe cierpienia, jak piekąca i gryząca tynktura łagodzi ból zębów.
Z tą raną wmieszałem się znowu między żyjących. Stosownie do odebranego listu, wyrzekłem się chęci szukania jej, a natomiast czekałem niecierpliwie na przyobiecany „przypadek.“
Z Rossyaninem widywałem się wprawdzie, ale o naszych przygodach przestaliśmy mówić, bo jak dla mnie nocna gwiazda, tak dla niego owocarka, stała się niewidzialną. Powoli poczęliśmy się nawet wstydzić wzajemnie przed sobą z naszego zwierzenia się, które przy kolorach rzeczywistych, wydało nam się złudzeniem niepospolitem, lub wizyą histeryczną.
Po wyjściu mojem z szpitala upłynęło tym sposobem dwa tygodnie.
Jednego dnia, czytając dziennik w kawiarni, zbliżył się do mnie młody mężczyzna, którego znałem z widzenia jako Włocha. Przegrawszy partyę szachów, zabrał ze mną bliższą znajomość, i zaprowadził mnie na rewanż do siebie. Dowiedziałem się, że był synem pewnej wysoko urodzonej Włoszki, której kuzyn, hrabia * * * zajmując w swoim kraju jednę z wyższych posad rządowych, przez zbieg okoliczności i wypadków o zbrodnią stanu oskarżony oczekiwał na fortecy jako więzień wyroku kary.
Familijne stosunki z więźniem spowodowały hrabinę*** do wzięcia udziału w jego losie, i osłodzenia mu onegoż.
Pewnego dnia poszedłem do Włocha na rewanż.
Służący w liberyi otworzył mi drzwi.