Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Zapaliliśmy cygara i zasiedli do gry. Po kilku partyach wszedł służący, i dał znać, że hrabina prosi na herbatę.
Młody mój znajomy przedstawił mnie matce, która mię przyjęła serdecznie, jakby dawnego jakiego znajomego; a gdy mnie to nieco zdziwiło, rzekła głosem pełnym słodyczy:
— Przebacz pan, jeźli ubliżam formułkom świata, i odrazu przyjmuję pana jako przyjaciela domu. My kobiety ulegamy często potędze naszej wyobraźni, a w co się wmyślimy lub co często słyszymy, zdaje nam się, żeśmy to na własne oczy widziały. Mój syn tyle razy wspominał nam o panu, tyle nam opowiadał szczegółów z dziwnych kolei jego losów, że imię pana słyszałam jako imię dawnego znajomego.
— Szczęśliwym się sądzę — rzekłem, że pani, nieznajoma, raczyłaś myśleć o nieznanym ci wygnańcu, którego pamięć u tych, którzy go znali, może na zawsze przepadła.
— Los pana nie upoważnia cię bynajmniej, abyś mógł zadać fałsz wszelkim prawdom religii i społeczeństwa. Życie nasze różni się tylko formą zewnętrzną, a kto jej istotę zbada, ten wie, że pod tą obsłoną są wszędzie łzy i cierpienia!
— Pozostaw mi pani uczucie dumy, a nie upokarzaj mnie więcej. Każdy umysł ma chwile słabe i pani je podsłuchałaś; lecz będzie to dla mnie nauka, aby nigdy nie dać ucha zwątpieniu lub niecierpliwości. Kilka chwil towarzystwa pani wiele mnie naucza.