Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/135

Ta strona została przepisana.

— Najprościejsza logika. Widziałem, jakie wrażenie zrobiła na tobie ta dziewczyna, i poznałem, jak ukrywając to wrażenie przedemną, chciałeś je we mnie zniweczyć z zazdrości. Tys sam o tem nie wiedział. Lecz ja ci przebaczam.
W oku jego błysnęła łza.
Wróciwszy do pomieszkania, zastałem tamże sierżanta, który mi oznajmił, że za godzinę udamy się na kolej żelazną. Zdawało mi się, że mnie opuścił duch opiekuńczy, i że z cichej przystani porywają mnie wichry na morze burzliwe. Bez nadziei w przyszłość urwał się ten tajemniczy epizod mego życia, do ostatniej chwili pełen zagadek.
Siadając do wagonu, zapytałem się, dokąd jedziemy.
— Nie wiem — była odpowiedź.


∗             ∗

Na tem skończył opowiadanie o tym ustępie z życia swego nieszczęśliwy wygnaniec. — Powtórzyłem je tu prawie dosłownie. Co się z nim dalej stało zapytacie? Ha może później opowiem wam, jeźli zainteresowała was jego postać.