Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/146

Ta strona została przepisana.

utyskując na jednostronność zasady, wołali nieustannie: biedny, biedny Bazylek!
Na koniec, zaszła w życiu Bazylka ważna epoka. Był on sowicie wynagrodzony za swoją potulność i służbistość. Sprawiono mu nową płótniankę, dano mu bicz dwu-sążniowy, kapelusz słomiany, i uczyniono go przełożonym nad całem stadem gęsi!
Gdyby Bazylek był marzył o godności człowieczej, gdyby w czerwonej swojej głowie rozbierał był aksiomata spółeczne ze stanowiska filozofii i historyi, czyli ze stanowiska prawdy bezwzględnej i prawdy dziejowej, inaczej, prawdy w fakta wcielonej, byłby nie zawodnie po całe życie swoje został malkontentem a jako taki, nigdyby do niczego nie doprowadził. Ale Bazylek miał, co to nazywają, dobry instynkt, to jest był racyonalistą.
Leżąc w popiele, w czarnym kominie widział Bazylek przez otwór komina mały kęs nieba, a że widok nieba dziwacznie na ludzi wpływa, i ich głowy aż do szaleństwa rozgrzewa, toć i ten mały kęs nieba sprawił w ognistej z natury pałce małego Bazylka niepospolite zamieszanie. „O jak to lubo musi być na bożym świecie, zagadnął do siebie jednego razu, gdy mu się mokre drzewo niechciało zapalić, żeby to człowiek zawsze miał to niebo nad sobą!“
Tak skromne życzenie wysłuchał jego geniusz i odleciał z tą prośbą chłopczyny przed tron odwiecznego.
Miesiąc później miał Bazylek niewypowiedzianie wiele nieba nad sobą, jak tylko na to zezwolić mogły płaszczyzny Złoczowskiego. Był on nieograniczonym panem całego stada gęsi, trzaskał batogiem dwusążniowym, aż się serce radowało, a głupi ludzie widząc go pastuchem, trą-