Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/148

Ta strona została przepisana.

Wszystkie co do jednej wyłapała gospodyni Salomea, część zjedzono na stypie nieboszczyka, a część drugą przyswoiła sobie Salomea, krzykliwa gospodyni Salomea!
Zginęły pod nożem Salomei gęsi białe i siodłate, zginęły pod nożem okrutnej, brzydkiej Salomei! Śnieżna ich szyja zbroczyła się krwią purpurową, krew bijącego serca zbroczyła śnieżne pierze długich ich szyj!... Po smutnem stawisku wleczą się rozpuszczone słońca warkocze, wiatr je smutnie podmuchuje, jak niegdyś podmuchiwał śnieżne pierze gęsi ukochanych, a złote słońca warkocze włóczą się po smutnem, opuszczonem stawisku! Białe, siodłate gęsi, nie ma was, nie ma, jak nie ma snów mojej młodości, które przepadły jak wy, białe, siodłate gęsi!...

Chór I. Ze wzgórza wyroczni, z ust Salomei,
Padł na was, gęsi, wyrok okrutny!...
Chór II. Okrutny wyrok padł na was o gęsi,
Z ust Salomei, ze wzgórza wyroczni!
Razem: Wyrok na gęsi padł z ust Salomei!...

Takie to myśli i uczucia, chociaż niekoniecznie w formie klasycznej, przeciągały przez głowę i serce biednego Bazylka. Możemyż mu mieć za złe, że za swojem marżeniem czuł żal nieuleczony?... Wieleż to gęsi niejeden z nas wypasł ogniem swojej fantazyi, a gdy która zabłąkana w komórce mózgowej zagęgała, ileż to nadziei, ileż snów poetycznych nie przemknęło wówczas przez nasze serce? Niejednemu ten gęg wydał się jak przesądny akord alfy Orfeusza, a to tymczasem był głos gęsi!...
Pozostał więc sam tylko Bazylek, jak artysta, któremu nagle śród natchnienia popękały strony instrumentu,