Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/162

Ta strona została przepisana.

Owoż tym sposobem stał się, jeżeli nie sławnym, to słynnym a jak każda, najmniejsza słynność szkodliwie działa na ludzi, o tem najłatwiej można przekonać się na młodych, wierszujących chłopcach, którzy w nadziei dostania się na Parnas, niejedną noc bezsenną przetrawią, nie jeden rok nauki rzeczywistej zaniedbają, a w końcu się ockną z swego szału wtedy, gdy już najczęściej jest za późno. Jakże za złe możemy mieć Bazylkowi, że śród służby swojej zapragnął do czegoś wyższego, do czegoś wznioślejszego. Był to wprawdzie błąd, a błąd sowicie później ukarany, lecz sam jego mentor mówił mu, że z małych cegiełek składa się komin plebanii. Wszak on nie zażądał żadnych rzeczy niepodobnych, jak to czynią zagorzalcy, chociaż najwięcej miałby do tego powodu, bo głowa jego, literalnie gorzała.
Otóż ów grzech pychy, ów wymarzony ideał szczęścia na ziemi, ów nieokreślony pociąg żądnej jego duszy, nie było to nic innego, jak stałe i nieprzeparte przedsiewzięcie, dostania się na służbę do księcia, jak go nazywało pospólstwo, za podpalacza pieców.
Tylko tak rzutna fantazya jaką miał Bazylek, mogła coś podobnego urodzić, a przecież to była myśl nader praktyczna, a mając ograniczenie Bazylka na względzie, nie możemy wiedzieć z pewnością, czy na tę myśl przyszedł zwierzęcym instynktem, czyli porodził ją w natchnieniu, czyli przyszedł do niej przez intuicyą.
Bądź co bądź, w czerwonej pałce raz zagnieżdżona myśl, tlała i paliła go, piekła i mordowała, nie dała spać w nocy, ani jeść we dnie; aż nareszcie obliczywszy się z sumieniem, stanął jednego rana przed panem swoim i rzeki: