Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/165

Ta strona została przepisana.

powiedział, że pójdzie do swojej wsi rodzinnej — szupasem! —
— Szupasem! krzyknął i umilknął nagle, bo jakaś genialna myśl przeszła mu w tej chwili przez głowę. Wstał z rezygnacyą i poddał się swemu losowi.
Na pierwszej jednak stacyi swojej wędrówki przymusowej rozstał się w sposób angielski z swoim przewodnikiem, a sumienie swoje uspokoił tem, że większą zasługą jest naprawienie popełnionego błędu, niżeli przekroczenie tak ohydnego wyroku.
Uciekał więc biedny jak mógł napowrót do Lwowa, o pół nocy przelazł przez zamkniętą rogatkę, niechcąc nigdy z prawej drogi zboczyć, i stanął pod drzwiami dawnego swego pana. Usłyszawszy pierwsze jego krząknienie wpadł do pokoju, klęknął przy łóżku i począł go z łzami przepraszać za swoją czarną niewdzięczność, i ofiarował mu napowrót swoją posługę.
Z rozczuleniem słuchał go filantrop, podniósł klęczącego przed łóżkiem, a uspokoiwszy go nieco, rzekł głosem uroczystym:
— Nie zawiodłeś moich nadziei, oczekiwałem tego. Owe plagi był to kamień probierczy twojej cnoty nieporównanej, byłto chrzest wzmacniający cię do nowego twego zawodu, namaszczenie na wyższy szczebel spółeczeństwa. A więc pójdź, niech cię uczynię rycerzem nowego wyznania, które w tem zależy, abyś cierpliwie znosił wyrządzone ci obelgi, całował rękę, która cię bić będzie, ściskał nogę, która cię kopnie, błogosławił kułak, który ci da szturkańca.