Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/174

Ta strona została przepisana.

— Toć było jej dobrodzieju powiedzieć, że dobrodziej to nie sokół drapieżny, tylko kasztelan, a ona to nie biała gołębica, ale córka prostego czapkarza.
— Bazylku głupi, sługo mój wierny, wierność twa większa niżeli twój rozum, toć słuchaj mnie dalej. Gdym ją ujrzał, już odtąd nie dla mnie knieje pełne niedźwiedzi sarn i wilków, nie dla mnie dzban miodu i złotego węgrzyna, a w utrapieniu mojem pochudłem i pobladłem, jak chwast polany wodą gorącą.
— To krótka rada na to dobrodzieju, pójść do czapkarza i powiedzieć mu: masz zaszczyt czapkarzu, bo upodobała mi się córka twoja.
— Bazylku, sługo przywiązany, ty nie wiesz, co to dzisiaj za czasy. Czapkarz gotów mnie za próg wypchnąć, bo dzisiaj każdy pan na swojem śmieciu!
— O srogi Boże, toż by to była prawdziwa herezya!
— Herezya, mówię, herezya — ale cóż robić?...
— Owoż wiem co robić. Wezmę Danielka, Horaja i Pryskibę, pójdę do czapkarza, a gdy on będzie głupi, każe go związać i dziewkę jego tutaj przyniosę.
— Większa wierność niż rozum; Bazylku, głupio mówisz. Dzisiaj potrzeba i na to uważać, co ludzie między sobą mówią, — a wtedy mówiliby źle o mnie i o tobie!
— Prawda dobrodzieju — ach jaki książę masz rozum!
— Więc nie znasz innej rady?
— Toż kiedy ta dziewka dobrodziejowi tak w oko padła, to zrobić jak Bóg przykazał. Dobrodziej jesteś wdowcem, a panem całą gębą. Wziąć dzban lipowca i pójść do czapkarza i mówić: Czapkarzu, daj mi dziewkę two-