Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/183

Ta strona została przepisana.

— Odtąd przemawiać będzie Damian za nami, a najsmaczniejsze i najdroższe mięso będziemy dawać na kuchnię zamkową. —
A kowale i ślusarze wołali:
— Z najlepszego żelaza będziemy robić zawiasy i skuble, haki i obręcze, a brat nasz Damian powie w zamku, nie ma to, jak robota z Wyrowa! żelazo z tamtąd nigdy nierdzewieje.
A stolarze i kołodzieje rzekli!
— Ławy naszej i zydla, stołu i skrzyni żaden robak i za sto lat nie przewierci, a wozy z Wyrowa mogą jeździć po jamach i rowach, a nigdy się nie wywrócą!
Szewcy i rymarze mówili:
— But z Wyrowa w dziegciu moczony, a skóra palona to żelazo prawdziwe; nie przegryzą jej kły dzika ani ostry krzemień nie przebije, a uprząż nasza to słynie na jarmarku w Międzyborzu.
A piekarze i powroźnicy wołali:
— Bułki nasze to z mąki marymonckiej, jasne jak słońce, a kukiełki i obwarzanki zaplatane jak liny promowe, a liny nasze i postronki takie białe jak kukiełki plecione i obwarzanki z mąki marymonckiej.
Inni inaczej mówili, a czapkarz Damian, syn Fabiana, chodził dumnie po izbie, głaskał po łysinie, i przyrzekał wszystkim swoje względy.
Wszystko to słyszała Paraskiewia w komorze, czesząc swoje czarne włosy i przeglądając się w kawałku stłuczonego zwierciadła. I myślała w duchu: Niechci mówią głupi mieszczanie, bo oni nie wiedzą że Michaś Krupski, syn Marcina, rozlubował się we mnie. — Wprawdzie byłby mi