Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/184

Ta strona została przepisana.

bisior do twarzy, a nawet chustka bagdacka nie szpeciła by mojej głowy... ale Michaś Krupski to przecież piękniejszy chłopiec niż malowanie.
I machnęła ręką na lewą stronę, snać chciała czarta od siebie odpędzić, który zwykłe do lewego podszeptuje ucha, a jej nawet zdawało się, że słyszała: „bisior i bławaty.“ —
Gdy odeszli mieszczanie przyszły ich żony, a obaczywszy misternie rozwieszone skarby, rzekły razem:
— Szczęśliwa Paraskiewia, córka Eudoksyi i Damiana, już jej odtąd nie trzepać futra z prochu, nie chodzić z konewką do studni, ani z pralnikiem do rzeki. Liczko jej wybieleje, jak najbielsze króliki, a ręce jej staną się pulchne i miękkie jak futro gronostajowe. Nie będzie warzyć jagły ani kisić pęcaku, ale będzie smażyć bakalia i wisznie z miodem, cykaty i ziele tatarskie.
Nie mogła z gniewu wytrzymać w komorze Paraskiewia, otworzyła drzwi i zawołała:
— Czyście oszalały, niewiasty Wyrowa, czy do was zły duch przystąpił, czy nie wiecie że mnie ulubował sobie Michał Krupski, syn Marcina, najpiękniejszy w mieście chłopiec, i wiedzcie, żem jemu przysięgła wierność do grobu!
— Głupia Paraskiewio, córko Damiana i Eudoksyi, — twój Michał Krupski jest goły chłystek, szkoda za niego twojej urody. Będziesz w kurnej chacie jeść warzyła, pójdziesz w zadymkę do przerębli z pralnikem, ubierzesz się w cyc i w siwe barany — a twoje liczko zblednie przy pracy, twoje czarne oko zasępi się nieraz śród biedy, a hebanowe twe włosy zbieleją jak len moczony, A tak bę-