Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/211

Ta strona została przepisana.

on spokojnie ręce, i patrzy na trzeszczące i walące się gruzy swego mienia — przez dzień cały! A jeźli w całym tym dniu o czem myślał, to pewnie o tem, jakimby sposobem można z gruzów swego majątku tyle ocalić, aby przeżyć — dzień jeden!
Człowiek~jednodniówka zniesie z łatwością każde nieszczęście, bo jak dzień każdy stanowi u niego nowe tło życia, tak też i samo nieszczęście stanie się w krotce właściwym jemu żywiołem. Nie tęskniąc nigdy za dniem ubiegłym, nie wplatając go do wieńca swoich niezapominajek, nie ma on wspomnienia straconego szczęścia, a zatem niema i myśli porównawczej, która jedynie rodzi żal lub zachwycenie. Do wszystkiego się zastosować potrafi, bo nigdy nic nie porównywa, i nigdy nawet nie wie, czy mu jest gorzej, lub czy mu kiedy było lepiej.
W stosunkach atoli towarzyskich jest taki homo-muscula wyborną postacią. Przybiera on w okamgnieniu na siebie szatę towarzystwa, w którem się znajduje, a zaledwie ujrzano go wchodzącego niskiej kondycyi poczwarką, już mu w lot odrosły jasno-szkliste skrzydełka, któremi podlatując do góry, urąga się pełzącym mozolnie gąsienicom. Każde koło społeczeństwa ma w nim wybornego figuranta, a nawet go polubić może, jeżeli się go nie zapyta o jegowczoraj. W takim razie odpowiada on zazwyczaj, że przy wieczerzy zapomina co jadł na obiad.
Nie tak szczęśliwie jednak idzie mu w zawodzie publicznym. Sprawy publiczne są częstokroć tego rodzaju, że dokonane fakta lub zamierzone, potrzebują pewnej perspektywy miejsca i czasu, pewnej biegłości wzroku i wyższości umysłu, aby ich donośność ocenić, aby je dojrzeć w ich