Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/221

Ta strona została przepisana.

Krakowa, propagując przeciw królowi, który podówczas także w Krakowie przesiadywał.
Otóż stało się pewnego razu, że stary malkontent wychodząc późną nocą z grona podobnych sobie detronizatorów, zdybał się na Piaskach z jakimsiś nie znanym mu szlachcicem. Wiedziony jakąś dziwną inspiracyą, o której niewiedzieć, czyli z antyfony, czy z antału pochodziła, rozpoczął z nim kłótnię o to, który z nich miał być pijany. Trudny był spór, bo też w samej rzeczy trudno było orzeknąć, czy jeden tylko, czyli obaj byli pijani. Przyszło do rozprawy, a pan Marcin nabiwszy szlachcicowi guza, odszedł w tem przekonaniu, że miał do czynienia z jakimsiś pijanicą.
Horrendum mospanie było przebudzić się rano panu Marcinowi! Rumor bowiem rozszedł się po całem mieście, że jakiś pijanica nabił powracającemu w nocy królowi potężnego guza, a przezco stało się to zgorszenie, że sacrosancta jego persona, okazała się wrażliwą na podobny pięści szlacheckiej traktament. Rozwiał się urok królewski, a malkontenci podnieśli głowę, aby upadającemu w opinii publicznej Olbrachtowi zadać cios śmiertelny.[1]
Dobra więc była to pora, w której stary Junosza mógł o detronizacyi króla przemyśliwać. Zewsząd dały się słyszeć głosy nieukontentowania. Ale Junosza właśnie w tej chwili zawrócił na inną drogę.

Odbyty po pijanemu kasus, i to na osobie królewskiej aczkolwiek tylko per errorem dokonany, pogrążył starego malkontenta w czarną melancholią, śród której to tylko miał ukojenie, że szedł za inspiracyą wewnętrzną, która

  1. Historyczne.