znę jego jakiś magnat zagarnął, uspokoił potrzebą zemsty odzywające się sumienie, i idąc za zupełnie nową inspiracyą, przystąpił do konfederacyi przeciw królowi.
Ulewny deszcz rozpędził rozdąsaną szlachtę, a pozbywszy się tym sposobem inspiracyi swojej Junosza, krzyknął z przerażenia, że mógł podobne głupstwo popełnić, naprzeciw swego dobrodzieja pałasz wyciągnąć, a co najgorzej, stać się uczestnikiem — wojny kokoszej!
Zapłakał gorzko skruszony malefikant, a potrzebując nadprzyrodzonej pociechy, znalazł ją na łonie czarnookiej Basi, która mu w przyjaźń dozgonną ofiarowała rękę i spory kawał czarnej gleby przemyskiej.
Wszelako ani czarnooka małżonka, ani czarna chlebodajna gleba przemyska, ani czarna czupryna piecio-letniego imienia Junoszów potomka, nie mogły zrównoważyć fałszywej jego inspiracyi, która uczyniwszy go przeciwnikiem Zygmunta, uczyniła go oraz niewdzięcznikiem, splamiła jego famę, uczestnictwem w wojnie kokoszej![1]
Żadna już odtąd w jego sercu nie powstała inspiracya, a wlokąc żywot nudny i jednostajny, zapadał powoli na zdrowiu, zchudł i posiwiał przed czasem, a dowiedziaw-
- ↑ Liczny musiał być ród jednodniówek za czasów Kazimierza Junoszy, jeźli zebrany pode Lwowem obóz, przeszło sto tysięcy szabel wynoszący, przeważnie z podobnych efemerydów się składał. Zastęp ten bowiem opozycyi straszliwej, zagrażający wywróceniem tronu i porządku społeczeńskiego, «rozpędził — mówi Lelewel wicher i deszcz ulewny, a panowie, sługi i szlachta, co żyło, uciekało do miasta...» W kilka dni potem «wracali żałością przyjęci, że dobrego króla zmartwili, że sami nic nie wskórali, i bardzo się tego wstudzili; bo tumult ten nazwano na śmiech wojną kokoszą!» (Dzieje Polski Joachima Lelewela str, 116.)