Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/23

Ta strona została przepisana.

Niedziw jeśli przy takich wyobrażeniach Celina miała postać amazonki o ciemnych szafirowych oczach, czarnych włosach, które na sposób grecki, u góry w węzeł związane, spływały w dużych, połysnych pierścieniach na pełne, śnieżne ramiona. Drżący połysk oczu odbijał mocno od bladych, przezroczystych lic, na których błyskawicą barw tysiąca igrały myśli i uczucia. Wierzyła ona silnie w uczucie jako natchnienie Boga, a pewność ta siebie i swojej wiary nadawała całej jej postaci jakiś urok demoniczny.
To też może było powodem, że większa część „literackiego grona” chodziła na Łyczaków. Z tamtąd to odchodził nie jeden poeta brzemienny myślą lub efemerycznem uczuciem, które jednak tak długo trwało, ile czasu zwykle potrzeba do napisania balady lub sonetu na piątkowe zgromadzenie!...
„Sonety i balady!”... dźwięku czarodziejski młodzieńca poety! pierwsze westchnienie duszy!... „sonety i balady” wydrukowane grubemi czcionkami w grubszej jeszcze książce z przedmową długą i uczoną!... ileżto słodyczy i uroku w tych kilku słowach, czasem nader śmiesznych!... Ileżto nocy bezsennych kosztowały te dwa słowa!... Ileż usiłowań takich spełznie przed bramą rzeczywistości i pozostanie na dalszą drogę żywota jak sen jaki złowrogi, jak zabawka dziecinna!... Lecz biada, których życie zrosło się z jaką myślą, marzeniem lub uczuciem, zatrata tych jest zatratą pierwszego!
Weszliśmy do pokoju.
Pani N* siedziała na kanapie z jakąś robótką w ręku, a panna Celina zajmowała się rozdawaniem herbaty. Męż-