Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/249

Ta strona została przepisana.

w kraju co niemiara, a sąsiad nie wiedział o sąsiedzie, iżali mu nie jest przeciwnikiem. Wprawdzie zgadzali się wszyscy w tem przekonaniu, że śmierć już blisko, że naród ginie, lecz nie wszyscy jedne i te same radzili środki. Jedni byli to lekarze uczciwi, pełni poświęcenia, lecz w bezrozumie swoim podawali do ust chorego truciznę, miasto lekarstwa skutecznego. Mało było takich, co wiedzieli o truciznie, a większość, pełna uczuć szlachetnych, za nadto w cnotę ufała, aby podejrzywać, a za mało widziała, aby obaczyć.
Życie narodu skupione dotąd w koronie, rozstrzeliło się po całym kraju i podzieliło go na niezliczone, udzielnie żyjące cząstki. Zdawało się dotąd, że naród, to pojedyncze członki korony, zkąd udziela się mu ruch i życie. Dzisiaj zaś stał się ten naród pociętą na sztuki gadziną która żyjąc w każdej cząstce udzielnie, rzucała się w konwulsyach bez myśli i bez celu, bo jej od głowy i serca zabrakło przyrodzonego ruchu i ciepła.
Taki to obraz przedstawiało ówczesne społeczeństwo polskie, Stanisław August siedział na tronie, od którego odcięto wiążące go z narodem pasmo uczuć, a widząc krwawe znaki na ziemi i na niebie, bolał w swej duszy i nad przepaścią oczy zakrył.
Bez władzy, bez wpływu, niemając żadnego z tych przymiotów, jakich wymaga historya po ludziach, którzy w czasach przeobrażenia na przód się wysuną, czepiał się król wszystkiego, co mu tylko na prędce doradzono, a czepiał się jak tonący brzytwy. Przechodził on raz po raz najdziwaczniejsze wyobrażenia, i niebył nigdy pewnym