Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/252

Ta strona została przepisana.

duki i grafowie. A biedna szlachta byłaby wtedy plebs, a jej veto złożonoby w jakim lamusie, jak się dzisiaj składają kontusze i pasy złotolite. Tego jeszcze potrzeba, aby człowiek dożył! Ale tak nie będzie, co mówicie? Jakie tam aspecta — quid dicit augur?
Malum omen, odrzekł najstarszy z nich, a jeźli dzisiaj wszyscy razem tu jesteśmy, to wypełniamy wolę naszego rodzica; hodie enim flat Boreas.
— Dawno ci to mówiłem, że tak będzie, przerwał mu młodszy, ale u nas dzisiaj, jak i zawsze quot cnpita, tot sensus.
Ante omnia, ozwał się rudowłosy, trzeba każdemu libertatem conscientiae, na tem funduje się złota wolność rzeczypospolitej.
— Ależbo tu nie chodzi o libertatem conscientiae, odrzekł mu brat starszy — ale o wigor rzeczypospolitej, bez którego żadnej prawdziwej wolności być nie może!
— Discordia, zawołał staruszek — discordia!
I złożył kościste ręce i na intencyą pogodzenia braci powaśnionej odmówił po cichu modlitwę. Wszyscy pochylili głowę w pokorze i zdawali się modlić ze starcem, tylko po bladych licach rudowłosego przebiegł jakiś uśmiech ironii.
— Toż konfederacya w Radomiu na niczem się skończyła? zapytał po chwili starzec.
— Konfederacya w Radomiu miała tylko przeszkodzić królowi otrząść się z wpływów niecnych, i tylko tak krótkiego wzroku ludzie, jak książę Karol, a tak złej wiary jak referendarz, ksiądz Gabryel Podoski, mogli się dać użyć do dzieła, którego nie pojmowali lub pojąć nie chcieli.