Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/259

Ta strona została przepisana.

Pan siłą moją, ucieczką, obroną”
Ufaj i śpiewaj w głos polska korono![1]

— To barski — mruknął jeździec i stał przez chwilę. Potem spiął się na siodle jeszcze wyżej, zajrzał, i z wolna znowu ruszył.
Śród kniei, pod sosną tlało nie wielkie ognisko, a przy niem siedział w rogatej czapce mężczyzna i nabożnie z książki śpiewał. Szelest przerwał mu śpiew pobożny, a ręka jego spoczęła na szabli.
— To on, rzekł z cicha jeździec, i wyjechał z krzaku.
— Hasło! krzyknął konfederat.
— Stanisław August, mój pan — odparł zimno jeździec, nie dobywając ani szabli, ani pistoletów.
— Wróg, zawołał konfederat — poddaj się!
— Porucznik ułanów Byszewskiego nie poddaje, ale bierze jeńca! Broń się!
Konfederat ścisnął rękojeść szabli, aż stal się ugięła ale lica jego zbladły, a usta zadrgnęły.
— O czemuż nie mam broni na wroga!
— Masz szablę — a gdy ci będzie dogodniej, to zlezę z konia! Znasz sztukę krzyżową? W Barze doskonale ją praktykują!
— Daj mnie szablę, a rozpłatam wam obom głowy! Moja, dodał z uśmiechem bólu, złamała się na łbie podobnego tobie, przed chwilą!

— Musiała być z blachy, jak wasze armaty!... Ale żebyś wiedział, że król lepsze demeszki rozdaje niżeli Puławski, to weź moją szablę, idź z panem Bogiem, i bij się dobrze.

  1. Pieśń konfederatów barskich, śpiewana na nutę: „Kto się w opiekę“.