Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/261

Ta strona została przepisana.

— Najmiłościwiej panujący nam Stanisław August odparł konfederat, jest zdrajcą na własnej ojczyźnie, bo z wolnego katolickiego narodu, uczynił służebny i heretycki. Dobrze mu też raz Dzierżanowski powiedział.
— Dzierżanowski, szambelan? ten awanturnik, cóż mu mógł powiedzieć?
— Opowiadał on dnia jednego królowi, jak go dzicy Afrykanie tam gdzieś królem obrali.
„Jakżeś stracił swoją koronę? zapytał się Stanisław. A Dzierżanowski na to: Oto najjaśniejszy panie obrany byłem królem przez naród wolny, który spostrzegłszy, że go chcą ujarzmić, wygnał mnie.“ I nie bardzo dobrze miał tę aluzyą wziąć król Stanisław.
— Rozsądny nie powtarza słów awanturnika, i nie da niemi się skonwinkować. Wy to, wy czynicie bunt i sprzeciwiacie się zbrojno najlepszym króla zamiarom. Oto teraz on nas wyseła naprzeciw hajdamackiej tłuszczy, a zamiast animować nasz ferwor do tak pięknego celu, wy rzucacie kalumnią na nas, i nazywacie nas Kaimami.
— Bracie, carissime, już to konfederat barski wie lepiej o planach waszego jenerała artyleryi, niżeli porucznik ułanów brygady tatarskiej. Waszą Ukrainą i waszym celem jest — Bar.
— A gdyby nawet i tak było, to wierz mnie, że Branicki nie chce rozlewu krwi bratniej, idzie tylko, aby tę katastrofę uprzedzić, aby perswazyą nieposłusznych skonwinkowawszy, przywieść ich do opamiętania, mając moc pardonowania i konserwowania każdego przy jego randze i traktamencie. Branicki dostał rozkaz od króla, dążyć do tego, nawet z największym azardem wojsk swoich. Król