Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/264

Ta strona została przepisana.

Po tej rozmowie wybiegł porucznik z klasztoru i wprost do jenerała pospieszył.
— Co żądasz waść — zapytał jenerał — respons dostanie Branicki przez Warszawę osobnym kuryerem pod adresą Ogrodzkiego, jak to sam w liście sobie życzy. A waść udasz się za nim pod Bar. Przywieziesz mi wiadomość o wzięciu Baru.
— Nie po tom tu jenerale przyszedł, abym dalszych twoich słuchał rozkazów, ale chcę ci powiedzieć, że jako szlachcic przeciw wszelkim waszym machinacyom protestuję, i was o zdradę rzeczypospolitej publicznie oskarżam! Inaczej wystawiono nam rzeczy w Warszawie, konfederatów nazywano buntownikami i hałastrą, a oni są prawdziwymi synami ojczyzny!
Jenerał wypatrzył się na porucznika, ścisnął pięści i wyprostował się z dumą.
— Komu waść służysz?... — krzyknął po chwili.
— Służyłem królowi, póki mi oczu nie otworzono — a teraz idę do Baru.
— Chcesz być buntownikiem! Szkoda cię, walny z waści ułan!...
— Toż taki sam będzie i konfederat!
— Wątpię, odparł jenerał — a znasz ty ordynans komisyi wojskowej? Ot, tu leży słuchaj: „Odnośnie do konstytucyi anni 1609 stanowi się: że ktoby bez dozwolenia i wiedzy hetmańskiej czynił bunty i sedycye, albo konsilia i schadzki, a tem więcej konfederacye jakie: ma być gardłem bez łaski karany, a gdzie ujachał, infamis ipso facto ma być.“ Widzisz waść, co cię spotkać powinno. Wszelako żeś mnie przyniósł listy pożądane, nie chcę