Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/273

Ta strona została przepisana.

I zadumał się król-filozof nad nieudolnością naszego charakteru, sądząc z tego co widział, a nie wiedząc o tem czego nie widział, podczas gdy minister jego przemyśliwał nad środkami najlepszego utuczenia wołów paszą niziny wielkopolskiej.



Z dobrych dobrzy się rodzą, wnuk przodków nie wydał,
Lecz do sławy dziedzicznej i swą własną przydał.
Jan Kochanowski
Na uboczu tych prądów społecznych, które po kraju w rożnych szumiały kierunkach, z dala od owych w odmęt porywających wirów, stał młodzieniec z twarzą wybladłą, i swobodnym wzrokiem śledził pasmo wiążących się wypadków. Nie mając w żadnem ówczesnych wydarzeń osobistego udziału, poglądał na czas swój bez uprzedzenia i bez owej mgły fałszywej, w jaką odziewa się źrenica zranionej dumy, lub zagrożonej namiętności osobistej. Na takiem stanowisku miał on serce spokojne, a jeźli kiedy żywiej uderzyło, to tylko z bolu, lub roskoszy złotych nadziei! Z bolu, gdy w swobodnie odbitej perspektywie swego sądu, widział koniec tych rzeczy, których początek dopiero na ziemi się odbywał; z rozkoszy nadziei, gdy uniósłszy się duchem w krainę marzeń, ujrzał tam żywe postacie tych wszystkich myśli i snów, które wypieściła młoda, ognista jego wyobraźnia.
Przeszłość młodzieńca nie była jeszcze zbyt odległa, bo zaledwo od dziesiątka lat mogła się liczyć, pominąwszy lata dziecinne, a przecież stanowiła w jego umyśle pier-