Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/275

Ta strona została przepisana.

śniej odbiły się w oddali wdzięki jego kochanki, tem goręcej przyciskał ją myślą, tem więcej pracował nad sobą, aby się niegdyś stać godnym jej oblubieńcem.
Nieszczęsny! on nie wiedział, że serce jego bije dla niewdzięcznicy, że odwróciwszy oczy od niego, pójdzie za blaskiem rzeczy znikomych, jak niewiasta zalotnica, a pójdzie na zgubę swoją!
A gdyby nawet i tak się stać miało, on poprzysiągł tej kochance miłość dozgonną, płakał nad jej zdrożnościami, lecz ją kochał sercem i duszą, bo ta kochanka była — ojczyzna jego.
Lecz jakaż miłość nie ma chwil zwątpienia, któryż umysł wyniosły był wolen takowych, czyjeż serce nie zabrzmiało nigdy rozstrojem? Otóż i młodzieniec miał chwile zwątpienia.
Przebiegłszy myślą krainę ducha i wszelkich jego tworów, przeszedłszy ziemię i wszelkie jej światła ogniska a wypróbowawszy w nich swoje złoto rodzime, wracał do ojczyzny ze skarbami, które jej chciał złożyć nie jako lichwiarz, ale jak o syn wdzięczny i dla niej wylany.
Atoli uczuciu temu nie stało się zadość. Na czele społeczeństwa stanęli ludzie krótkiego wzroku, bo nad swoją osobistość dalej nie widzący; ludzie żywota jednodniowego, którzy niepojmując jutra, używali chwili obecnej, a w szale użycia zamknęli oczy, aby nie widzieć walącego się nad ich głowami stropu budowy ojczystej. Zajęci korzyściami rodu swego, nie spostrzegli, że do ogółu społeczeństwa swego stanęli w stosunku odwrotnym, że porównywając swoje osobistości z całym narodu organizmem, niebyli niczem innem w obec tego olbrzyma, jak muszką