Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/28

Ta strona została przepisana.

to młodzieniec rzadkich zdolności. Niedawno przybył z zagranicy do miejsca rodzinnego, dokąd sprowadziła go niewymowna tęsknota za krajem. Przyszedłszy w nasze grono, wpłynął przeważnie na zwycięztwo poezyi. Słodycz jego wymowy i głęboka religijna wiara w uczucie, wsparta nadzwyczajnym talentem i bystrością umysłu, zjednała mu serca całego grona.
Zagadnięty o odczytanie poezyi, zarumienił się z lekka, postąpił naprzód, i przemówił głosem słabym i drżącym, a urok zachwycenia olśnił ciemne jego oko:
— Panowie, żądacie odemnie poezyi w chwili, gdy ją z pomiędzy nas wyklęto!... Najdźwięczniejszy śpiew ministrela przy kłótni wyda się fałszywy, a cóż dopiero próbka lutni niewprawnej?...
— Może być najpiękniejszą disharmonią — odrzekł ktoś — a dzieła dzisiejszych mistrzów muzyki obfitują w najsprzeczniejsze disakordy, co poczęści ich oryginalność stanowi. —
Po wielu wreszcie prośbach wyjął Karol rękopism. Milczenie głuche panowało w towarzystwie. Drżącym z uczucia głosem począł czytać:

Nie śpiewać? dlaczego? gdy znów piosnka miła,
Tak głośno i dźwięcznie w mej duszy odżyła,
Gdy piosnka siostrzyczka odżywia wspomnienie,
Przenosi myśl w niebo, a leczy cierpienie.
Ilej piosnka miłości zostanie nam wiecznie,
Ilej takąto piosnkę trza śpiewać koniecznie!...

Nie śpiewać, dlaczego? gdy piosnka opiewa
I wiosnę dni naszych i łąki i drzewa,