Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/284

Ta strona została przepisana.

cem i szydzić; pogardzaj opinią wielości, jeźli ta jest krótko widząca!...
Zgadł wieszczym duchem kanclerz przyszłość swego młodego przyjaciela. Poszedł on wskazaną koleją życia a przeciwności nie zraziły go. Ciernista była droga, którą chodził a krew serca znaczyła ślady jego. Społeczność go zapoznała, spotwarzała, wyśmiała; przyjaciele nie zrozumieli go, a przecież żadna opinia nie podołała powstrzymać go w dążeniu do założonego sobie celu.
Nareszcie i osiągnął go.
Ubogo urodzony, opuścił swój zawód na ziemi jako minister stanu, generalny dyrektor przemysłu i kunsztów, prezes towarzystwa król, warsz, przyjaciół nauk, etc.
Słowem, był to ksiądz Stanisław Staszyc.
Gawiedź warszawska nazywała go skąpcem, wyśmiewała jego dziwactwa, a oszczędzony jego grosz rozchodził się po żyłach społeczeństwa, tworzył lub wzmacniał zakłady, dobro publiczne na celu mające.
Żywot Staszyca i jego czyny, odrodzenie społeczeństwa swego na celu mające, za nadto już są znane, abyśmy je w naszym pobieżnym szkicu wyszczególniać mieli.
Mimo to, było jeszcze tajemnicą dla współczesnych Staszyca, dla kogo to taki ogromny majątek zbierał. A zbierał go niemniej jak biskup kijowski, z największą wygód swoich ofiarą. Tamten atoli udarował naród jedyną w swoim czasie biblioteką — Staszyc zakupywał ziemię.
Wszakże tutaj rozwiązał on ziomkom zagadkę swego życia, i zachęcił ich do naśladowania w życiu tego, co roku 1780 posłowie narodu byli odrzucili.
Testamentem udarową! cztery tysiące poddanych wol-