Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/297

Ta strona została przepisana.

dzisiejszym nowy rospoczął się żywot - człowieka jedno-dniówki!
I znowu ubolewał w duchu sędzia systematyczny nad nieudolnością naszego charakteru, a byli i tacy, co nad tem ubolewali, że wyszła z grona spiskowych myśl nie wszędzie trafiła na wegetacyą jednodniową, ale zapuściwszy korzeń w opokę serca i umysłu, wyrosła krzakiem ciernistym, z którego gałęzi różnemi czasy uplatano na skroń narodu cierniową koronę męczeństwa!...


∗             ∗


Stało się to jakoś, że pan Michał, podłysiawszy nieco, napowrót wolność odzyskał. Wraz z czupryną pozostały wprawdzie za nim niepowrotnie stracone złote marzenia i sny bohaterskie; z mniejszym atoli bólem ponosił stratę tych snów niżeli niepowetowanej niczem czupryny. Marzenia bowiem jego zwiędły i uschły, a co się zostało, zdmuchnęły wiatry nieprzyjazne. Stanął on znowu pośród swego społeczeństwa z umysłem świeżym i sercem wrażliwem, i czekał nowych wrażeń i pomysłów.
Otaczający go atoli byli innego o nim zdania. Czoło jego, sporo podłysiałe, nabrało u nich pewnego uroku, jaki zazwyczaj otacza skronie wielkich mężów, widziano na niem więcej rozumu i bystrości myśli, niżeli w dniu hetmaństwa i kanclerstwa jego. Nie tak wszakże widział te rzeczy sam pan Michał. Jak pierwej patrzał na własny swój obraz szkłem teleskopowem, tak teraz odwróciwszy je, widział siebie w tak niepociesznej miniaturze, że nie wiedział, czyli z niego los zażartował, czyli w istocie tak samo się zmienił, jak się po dziś dzień zmieniła „ziemia obiecana.“