Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/308

Ta strona została przepisana.

Pozwolił więc przewracać chłopstwu sprzęty swoje, odmykać drzwi i szuflady, zaglądać wszędzie, a z każdym odrzuconym sprzętem, z każdym odmykającym się zamkiem, upadała potęga jego zasady bezwzględnej, a jej urok rozwiewał się jak mgła jesienna. Zasada ta wydała mu się teraz odzianą w postać brudną i rozczochraną zabłoconego pijanicy, którego dłoń on ściskał, którego usta całował. Szał jego inspiracyi jednodniowej opadał powoli, wzdrygnął się na widok odraźnej rzeczywistości, a westchnął na wspomnienie krzywd, wyrządzonych historyi, a mianowicie antenatom swoim.
Lecz tutaj czekało nań jeszcze większe rozczarowanie.
Chłopstwo doszło na strych i znalazło pełną skrzynię Junoszów. Było to dla jego rozumu rzeczą niepojętą, dla czego to pan Michał tak piękne rzeczy na strychu umieścił, jakoby z niemi chciał się taić przed światem, lub ich nabycia się wstydził.
— Jakto — wszak to obrazy naszych dziedziców dawnych! A to nasz pan nieboszczyk! Ho! ho! coś to się w tem święci, kiedy ich aż tutaj schowano! odezwali się.
Rozum prosty widział w tem oczywisty powód związania pana Michała, i byłby to niezawodnie uczynił, gdyby i stary ekonom nie był stosownego na to znalazł wykrętu.
Było to straszne rozczarowanie.
— Więc i to — pomyślał sobie w duchu pan Michał, com z serca wyjął i ludowi w ofierze złożył, jest dziś powodem jego nieufności? Aby się z nim zrównać, aby znieść wszelką między nami różnicę, wyparłem się przodków moich, i skazałem ich na wygnanie, aby przed obliczem ludu nie stali skargą przeszłości! A on dzisiaj widzi w tej