Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/309

Ta strona została przepisana.

ofierze, której pojąć i zrozumieć nie zdoła, wymierzony przeciw sobie czyn zdradziecki.. wietrzy w nim zbrodnią... a może też wietrzy i dobrze...
W tem nadbiegł ksiądz pleban, a uspokoiwszy lud, począł panu Michałowi coś w sekrecie opowiadać. Podczas gdy lica opowiadającego głęboką boleść i rozrzewnienie wyrażały, śmiertelna bladość okryła twarz słuchającego, a łzy potoczyły mu się po licu.
Pan Michał już wiedział o wszystkiem; wiedział, że zasada jego odbyła krwawy chrzest samobójstwa.
— O czarne serce, niewdzięczne — wykrzyknął po chwili, zaciskając pięści — w tobie była trucizna, gad i plugastwo, a myśmy myśleli, żeś ty czyste jak serce Cherubina!... O myśli przeklęta...
— Każda myśl, mój synu — odparł staruszek ma dwa końce, jednym rodzi, a drugim zabija. Jeden tępy, drugi ostry, biada który ostry wybierze, w nadziei, że nim ugodzi. Zegnie się jak słoma i skaleczy rękę, która młot trzyma. Tępy koniec trzeba wybrać, synu mój, i trzeba cierpliwie czekać, póki pod razami pracy wiekowej nie przebije kory i sęku. A wówczas będzie on silny i dzwignie brzemię, które nań włożysz. Rozumny nie zniża się ale stara się podnieść to wyżej do siebie, co jest niższem od niego. Czyniąc tak, możesz liczyć na wdzięczność. Spadający z szumem potok o ziemię swoje wody rozbije, a spokojny i cichy w skale wymyje sobie koryto.
Nie słyszał atoli tych oryentalnych obrazowań pan Michał, bo myśl jego skierowała się w inną stronę, — myślał o własnem bezpieczeństwie.
Pożegnawszy więc staruszka, uczynił rachunek z swojem