Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/313

Ta strona została przepisana.

tła miryady duchów pół-światłych, a parte nowemi masami zagasiły nierozważnie dar boży. Iskra nieba uleciała, a ciemne masy zostały.
Straciwszy z oczu punkt światły, straciły skupione masy cel i kierunek, a ich ruchy podzieliły się na oddzielne prądy, siebie wzajem krzyżujące. Ogarnęły je jakieś żądze nieokreślone, nie zdecydowane, jakieś pragnienia bez nazwy i treści, a życie ich społeczne stało się negacyą wzajemną. Jak przy pierwszym wybłysku tej myśli ognistej, wszyscy ku wspólnemu zerwali się celowi, tak po jej odlocie rozdzielono te spuściznę niepodzielną na szmaty bez użytku, a kusząc się o posiadanie niebronionych skarbów, rzucano o nie kości ręką zaborczą.
I opuściła ludzi światłość, bo ciemności nieogarnęły jej i zdawało się, że uszła, niezostawiwszy pamiątki swego pobytu na ziemi, ani nie wznieciła w sercach nadziei, że kiedyś powróci! Stali z utkwionym w niebo wzrokiem mężowie, a widząc jej wniebowstąpienie, niewiedzieli, iżali kiedy przyjdzie w obłokach majestatu swego, bodajby myślą sądu!
Tak atoli nie było. Gdy iskra piorunu w budowę uderzy, szukamy ją w śladach przechodowych, zaczernionych sadzą i zniszczeniem, widzimy ją w popękanych murach i szybach stłuczonych, ale jej pocisku, jak wierzy prostota, nie ujrzy oko ludzkie aż po siedmiu latach. Gdzie ten pocisk trafił, w co ugodził, jaki duch piekielny padł ofiarą gniewu bożego, czy może złe zaszczepił, aby dobrym zasług pracy przysporzyć, o tem zawyrokuje historya, ów nieubłagany stenograf myśli ludzkiej.
Przed wzrokiem błąkających odsłoniły się piaski pu-