Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/319

Ta strona została przepisana.

interesu większego posiadania ziemi, i tam horoskop swoich oczekiwań postawił. Spodziewał się pan Michał, że wchodząc w to towarzystwo nieochybnie swoją głowę ocali, lecz zastawszy wszystkich, jak się pan Michał wyrażał, bez głów, nie pozostało mu nic więcej, jak się czemprędzej swojej własnej pozbyć. Żaden dogmat nie działa tak skutecznie jak przykład.
Na ulicy widział pan Michał przeróżne rzeczy. Widział ludzi stanu i ludzi dziennego zarobku, ściskających się wzajem, ludzi różnej religii w jaknajwiększem równouprawnieniu, a że wszystko sobie zrównać chciano, toż i głupota występywała obok rozumu, w braterskiem zespoleniu, i to w tak prawdziwie braterskich rysach, że jedno od drugiego trudno było odróżnić. Słyszał ludzi głoszących przetężone zasady, widział starych i poważnych słuchających młokosów z największą wiarą, a byli zanadto uczciwi, aby tego, czego nie rozumieli, nie przypisać własnej swej nieudolności. To wszystko widział, słyszał, i tak to pojmował pan Michał, a jeźli ono do jego przekonania nie kwadrowało, tłumaczył to sobie ztąd, że to się odbywało na ulicy.
Wszakże i w towarzystwach, w które był wszedł, kubek w kubek to samo spostrzegł. A były to postacie poważne, znakomite rodem, tytułami i pozycyą społeczną, a przecież władał nimi ten sam szał, jakby przesadzony z ulicy, te same przetężone wyobrażenia równości człowieczej. Pan Michał widział na własne oczy, jak te znakomitości zniżały się do maluczkich, jak we wszystkiem powtarzały ruchy ulicy, jak im poklaskiwały, a czasem nawet szły przodem; widział ich uściski i pocałunki, a wie-