Göllerfunken aus dem Staube schlagen!
Dwunasta godzina uderzyła, gdym zdążył na ulicę jezuicką. W wyobraźni mojej rysowały się coraz jaśniej i wybilniej cztery postacie, które dotąd niknęły błędnie w oddaleniu. Pierwsza postać był to duch wielki i silny, natchniony żądzą czynu, opromieniony marzeniem błogiej, rajowej przyszłości. Życie jego było o tyle ziemskiem, o ile przypominało go na pierwsze swoje warunki. Wyrobił on w sobie pojęcie zbiorowe ludzkości, społeczeństwa, kraju i tychże sumy — historyi, zgeneralizował to wszystko w jedno, wielkie pojęcie a w tem pojęciu rozstopił swoją indiwidualność. Niemiał on żadnej żądzy, żadnej chęci, któraby jego osobę miała na celu; i siebie bowiem wyobrażał sobie jako cząstkę tej jedności, dla której żył, czuł i myślał. — Byłto wierny obraz ascetyzmu politycznego, jakiego trudno nawet napotkać w kraju, którego instytucye są wypływem podobnych wyobrażeń. — Ta ekscentryczność pojęcia, to pół-światło i pół-cień, w jakich objawiał swoje myśli i wyobrażenia, owa tęcza natchnienia, wytryskająca z zaparcia się swojej niższej, ludzkiej natury, wszystko to czyniło jego posłać wydatną, i wysuwało ją naprzód w o-