Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/322

Ta strona została przepisana.

ten trybunał wyda dla nas wyrok korzystny? czy będzie sprawiedliwy?
— Sprawiedliwy jak sam Bóg — odrzekł brodacz — vox populorum, vox dei.
Panu Michałowi pociemniało przed oczami, bo masy niezliczonych narodów, różnych wyznań i języków, stanęły przed nim zastępem nieprzejrzanym. Słyszał głos jakiegoś wyroku, który mile o serce uderzał, jak głos pieśni tryumfalnej. Na stopniach takiego wszechwładnego trybunału widział on złożone skargi i prośby narodów, a szlachetni i potężni sędziowie uśmiechali się łaskawie do żalących się i płaczących. I wymierzono każdemu sprawiedliwość, na jaką sobie zasłużył, i uczyniono zadość wszelkiemu szlachetnemu żądaniu. Jakkolwiek myśl ta wielce wydała mu się podobną do myśli niedawnej, dzisiaj tak odraźnej, widział atoli między nią a dzisiejszą ten postęp i tę różnicę, że miasto mas ludu, występywały masy narodów, przez co obraz niezrównanie zolbrzymiał. Takiej to wszechwładnej kurateli narodów powierzył pan Michał najdroższe serca swego uczucie, i był pewny, że je z lichwą odzyska.
— Należy się atoli tej idei zbratania narodów godnym okazać — ozwał się brodacz, widząc wzrastający zapał pana Michała.
— Jakże tego dostąpimy? spiesznie zapytał tenże.
— Bratając się między sobą w narodzie.
— Wszakże już się bratamy.
— Musimy usamowolnić lud.
Myśl bolesna przebiegła przez serce pana Michała, bo mu przypomniała jego ranę. Odsłoniona atoli z takim u-