Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/324

Ta strona została przepisana.

staci, ubranej w strój starodawny, widziano go w gronie każdej deputacyi, każde stronnictwo miało w nim wybornego pośrednika a pan Michał poczuł się znowu w dumie wielkiego człowieka, który wyższy nad wszelkie koterye, nosił w swej głowie ostateczną całego ruchu ideę i jej wynikłości już naprzód organizował. A szczerze pracował około tak wielkiego dzieła, pracował wskutek nowej swojej wiary i świętego przekonania.
Nie małe atoli czekało go rozczarowanie.
Nad Sekwaną wzburzyły się masy i zapragnęły wielkich czynów. Zapał ich uśmierzył mówca dowodząc, że dla geograficznej i moralnej równowagi potrzeba szczęścia narodów i nieszczęścia, potrzeba wolności i niewoli, potrzeb a wielkiej, wolnej Francyi, i potężnej, samowładczej Rossyi. Przyklasnęły masy ulubionemu swemu poecie, i rozeszły się, podziwiając jego rozum i fantazyą. Na takie samolubstwo westchnął pan Michał.
Myśl równości społeczeńskiej nie lepszy wydała owoc. Jednego poranku, gdy się pan Michał obudził, ujrzał przed łóżkiem służącego w nader butnej postawie. Zapytany o powód takiej zmiany, odrzekł, że na posiedzeniu wczorajszem zgromadzenia sług, uchwalono jednogłośnie między sługą a panem jak najobszerniejsze równouprawnienie. Westchnął drugi raz pan Michał, a jeden złoty liść jego marzeń szczerniał i opadł jak szych jednodniowy.
I za kilka dni przybyli do niego jego urzędnicy prywatni, i donieśli mu o swoim wniosku zbawiennym, aby się z nimi, jak Bóg przykazał, swoją ziemią podzielił, i własnością ich udarował. Zatrwożył się Junosza na widok tej hydry społeczeńskiej i zamyślił się głęboko.