Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/325

Ta strona została przepisana.

Wolnomyślni posłowie parlamentu frankfurtskiego uchwalić raczyli wcielenie Poznańskiego w granice swego państwa, ze względu zaokrąglenia, strategii i ekonomiki narodowej. Uronił pan Michał kilka łez, bo zdawało mu się, że mu palce od prawej ręki odcięto.
Tymczasem co raz więcej mąciły się wyobrażenia, myśli dalekiej przyszłości domagały się doraźnego zrzeczywiszczenia i znalazły swoich inspirowanych apostołów. To też tworząc w przyszłości, poczęto ignorowań rzeczywistość, a nawet wtedy, gdy już na niej utknięto. Jedno z pism lwowskich zaprzeczyło w swoim programie nazwy państw rzeczywiście istniejących, dzieląc kartę Europy na szczepy i rasy.
Na horyzont poczęły się wysuwać chmury piorunne.
I uderzył grom.
Znękany, rozczarowany, w olbrzymiej swojej myśli zawiedziony, opuszczał pan Michał stolicę Lwa, gdy na podrzeźnienie „zbratania się narodów“ usłyszał za sobą śpiew wyszydzający imię jego narodu — śpiew znanej mu dobrze mowy, mowy ludu współplemiennego.
Zatkał uszy na to bluźnierstwo i pomyślał sobie:
— Wszystko straciłem, com najdroższego w duszy wykarmił. Narody zamiast dłoni braterskiej wyciągły rękę zaborczą, albo się zasnuły jak jedwabnik w kłębek egoizmu swego. Pójdę w zacisze, otoczę się rodziną i dla niej żyć, pracować będę.
Ale i tu czekało pana Michała wielkie rozczarowanie.
Z zasady jednodniowego żywota nie miał pan Michał zasobów gospodarstwa. Rąk do pracy zabrakło, a nie było czem ich nająć. Udał się do wdzięcznego serca byłych