Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/327

Ta strona została przepisana.

konjunkturach możliwych, tak małym ujrzał się teraz w zwierciedle nowego rozsądku, który zupełnie inaczej dzisiaj te rzeczy widział.
Panu Michałowi zdawało się, że przeżył sen gorączkowy, i że z ciężkiej choroby do zdrowia powrócił. Śmiał się ze swoich chorowitych widzeń, wstydził się przetężonych swych nadziei, a skoro jeszcze do tego wszelkie w swym czasie najrozsądniejsze obliczenia go zawiodły, zwątpił o sobie, o swoich zdolnościach, o swem sercu, któremu najwięcej miał do wyrzucenia, a tem samem i o jedynej życia swego myśli, dla której był zawsze wylany.
Gdyby go był w takim stanie widział stary ksiądz pleban, rzekłby do niego:
Dulcissime! Wieleś dotąd myślał, czuł i cierpiał, ale w tem wszystkiem nie ująłeś prawdy i błądziłeś. Dzieje twoje są to ułamki pięknej, bohaterskiej powieści, ale nie wysnuły się one z potrzeby organicznej żyjącego ciała. Poczęte i utworzone po za historyą, podobne są do małych dzieci, zaglądających przez okna do komnaty, w której odbywają się rzeczy poważne. Widać w twarzy tych dzieci-sierot szlachetny zapał, serce wzniosłe, widać gotowość do ofiar najdroższych, a nawet najwyższą człowieka cnotę, zaparcie się egoizmu — ale brak wzroku najbliższej przyszłości, nie zezwoli im nigdy zasiąść wewnątrz tej poważnej świątyni. Przepełnione serce twoje, pragnienie i tęsknota wyrabiały w twej fantazyi najdziwaczniejsze wyobrażenia, a złożywszy je raz w system, brałeś takowy za miarę rzeczywistości. Piękne i szlachetne były twoje myśli, siejąc atoli, pragnąłeś natychmiast czystego plonu, nie pomny ile chwastu pierwej wyplenić, ilekroć tę pra-