Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/40

Ta strona została przepisana.

Nie błędne tory, gdzie biegą słońca,
Nie błędny zakres nasz,
Rzuć okiem w przestrzeń bez końca,
A wieczność masz!

On. Wieczność to słowo bez ducha!
Kwiat z łona grobów wypchnięty!
Blask jego martwy, woń jego głucha,
A czczy jak obłok nadęty!...
Strumień morza nie okrąży,
Chmura orła nieocali,
Pocisk śmierci za nim zdąży,
I z obłoku w grób go zwali!...
Do tej uczuć twoich cieśni,
Pastwą próchna, pastwą pleśni,
Dziś utęsknia umysł twój!
Zważ, jak strasznie i okropnie,
Żądać, czego nikt nie dopnie,
Wiek w obłędzie strawić swój!
Myśl, marzenie, życia strata,
Zarzut ten do grobu weź:
Kto skarbami gardzi świata,
Nocne mary ściga gdzieś!...
Z tego własnych uczuć, z łona,
Zgubny się wylęgnie wąż —
Głos od serca — gdy już kona
Prawdę z tchnieniem mu wydziera:
„Nic nie użył, dziś umiera,
Żyjąc mary ścigał wciąż!” —

Ja. Wprzód nim grobu noc mnie strwoży,
Wytknę myśli szczytny kres —
Tęcza sławy go ubłoży,
Powab — rosa moich łez...
A gdy w srogiej burz zawiei,
Mgła szlachetny zaćmi kres,