Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/43

Ta strona została przepisana.
Unglückselig die es wagen,

Götterfunken aus dem Staube schlagen!

(Szyler.)
III.

Rok minął od tego czasu, a grono młodych literatów rozsypało się. Jedni, ukończywszy szkoły, wstąpili do nowego swego zawodu, który miał pozostać ich przyszłością rzeczywistą; drudzy, czując w sobie brak sił i wytrwałości, opuścili niewdzięczną niwę, szukając innej drogi, którąby mogli zdążyć do pewnego w społeczeństwie swojem stanowiska. Kilka tylko zabłąkanych duchów tułało się jeszcze po tej cierniowej krainie usiłowań; wszakże bez rady i podpory starszej braci, przepadały powoli pod ciężarem wydarzeń.
Byłto wieczór zimowy; księżyc świecił mdłym blaskiem; pełne jeszcze życia ulice miasta, ale po tym ruchu widać było, że wszystko dążyło do spokoju, aby po dziennej pracy wypocząć. I w tymże może celu przesuwał się przez Halickie, wolnym pochodem, orszak pogrzebowy, aby po tyloletniej również pracy, zanieść kogoś na odpoczynek wieczny!
Wszedłem właśnie na Halickie. Błyskające płomyki palących się świec, zajaśniały jak gwiazdy w oddali, a czerwony blask pochodni i sino-żółte kłęby dymu, wyglądały jak złowieszcze komety, niesione przez czarnych duchów!