Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/48

Ta strona została przepisana.

wszystkich kątach, W istocie, w całem tem urządzeniu było tak coś miłego, tak coś przeglądającego a nieuzupełmonego, że łatwo można było poznać oczekiwanie, z jakiem wyglądano upragnionego gościa. Zdawało się, że wszystko było w porządku i na miejscu; jednakże każdy fałdzik od przezroczystych firanek, każde krzesełko, każdy stolik oczekiwały owego ducha opiekuńczego, któryby je otchnął życiem swojem. Długie szlifowane zwierciadła, zamiast lic nadobnych odbijały puste, głuche ściany; oblicze ich z tęsknoty zasępiło się, zmatowało. Nie przepomniano o żadnej wygodzie, a przecież wszystko tchnęło tęsknotą jak kwiaty za słońcem. Słowem, czułem jakąś czczość, niczem dotąd niewypełnioną, ani uprzejmą rozmową gospodarza, który uwagę moją starał się zwrócić na tysiączne drobnostki. Nie było bowiem gospodyni. Inaczej jednak widział te rzeczy Teofil. Przestrzeń trzech pokoi, kuchni, strychu i piwnicy, była zaludnioną myryadą myśli i marzeń narzeczonego. Na próżnych dzisiaj krzesłach kołysały się postacie przyjaciół i znajomych, koło okrągłego stolika przed kanapą nalewała piękna gospodyni złoty zdrój chińskiego napoju... nawet słyszał temat rozmowy wesołej, przyjacielskiej. Tam grono poufalszych, zebrane przy kominku, udziela sobie różnych nowości, a tocząc przed sobą sine kłęby dymu, tworzą różne domniemania najbliższych wydarzeń... W tem następuje zmiana dekoracyi. Mały pokoik zasłaniają długie kotary, a do wesołych rozmów przyjaciół, miesza się srebrny, niezrozumiały dźwięk małego aniołka!...
Tak przynajmniej sądzić musiałem z rozmowy, którą Teofil ze mną prowadził, okazując mi całe swoje urzą-