Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/49

Ta strona została przepisana.

dzenie. Żałował niezmiernie, że mi niemógł okazać strychu i piwnicy. „Serce raduje się, mówił, jakie tam wygody zastanie rządna gospodyni!”
Słuchając rozmowy gospodarza zadrżałem mimowolnie przypomniawszy sobie cel moich odwidzin. Niemiałem jednak śmiałości, aby owe cudne obrazy, które się tak uroczo w jego szlachetnem przeglądały sercu, poniszczyć jednem tchnieniem, jak jadowitem tchnieniem gadu. Mimowolnie zbliżyłem się do stolika.
— Co czytasz, zapytałem się, w skazując na rozrzucone papiery.
— Dostałem poezyą od Celiny. Zdaje się, że ona wyszła z waszego grona. Celinie się bardzo podobała i prosiła mnie, abym ją odczytał z wielką uwagą. Stosownie do jej prośby, przez trzy wieczory odczytuje; jeźli cię nie znudzę, to kilka wierszy przeczytam. Kobiety mają dziwne gusta, ja w tych wierszach wcale nic nie widzę.
Tu wziął rękopis i począł jeden ułamek odczytywać.

Młodzieniec:

I Bóg nam sprzyja, świat się nam uśmiecha,
A tyś tak smutna, twoja pierś tak wzdycha!

Dziewica:

Słodka jest, słodka serca tęsknota,
I słodkie przyszłe szczęścia objęcie!
Tę roskosz żeglarz w błędnym okręcie
Czuje, gdy z masztu ptak zaszczebiota!
Ze łzą radości wita ląd stały,
Gdy z wód modrzystych barwnie się dźwiga,
Lecz o brzegowe gdy utknie skały,
Radość ulata, serce ostyga!...

Młodzieniec:

Nie wierz przyszłości, gdy piekło zgrzytnie,
Śród wiosny, kwiatek pełznie, usycha;