Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/52

Ta strona została przepisana.

— Ale dotąd niczego się jeszcze nie dowiedziałem. Moja obawa jeszcze trwa.
— To ją porzuć do kaduka! Oto tak: Celina ma serce tkliwe, uczucia wzniosie. Nie dziw, jeźli z takiej usposobieniem bierze udział w wyobrażeniach naszego wieku. Maurycy jest to istna potęga tych wyobrażeń, a że przy jego usiłowaniach ktoś mu pomocy nieodmówi, wtem niema wcale nic dziwnego. A zresztą bliżej ci wyjaśnić nie mogę, lecz bądź pewnym, że jakikolwiek domysł mogłeś w tym względzie uczynić, był on wzięty z pozorów, których prawdziwe znaczenie mnie tylko samemu jest znanem. Celina mnie kocha, całą duszą, całem sercem; życzę ci, abyś dla siebie podobne znalazł szczęście!
Teraz począłem się wstydzić mojej porywczości. Wchodząc w ten dom, zdawało mi się, że jestem wybranym pełnomocnikiem opatrzności boskiej, odchodząc byłem w roli nieszczęsnego aktora, który śród śmiechu i gwizdania scenę opuszcza.
Za chwil kilka przechodziłem przez Halickie.
Stanąłem koło katedry.
Księżyc zabłysnął jasnem światłem, a miliony brylantów zaślniło na zamarzłcj skorupie śniegu. Poważny kształt budowy najstarszego w mieście kościoła, powalił się w przedłużonych rysach cieniem na białem tle ulicy, a tysiące przechodniów kroczyło spokojnie po wyniosłych jego krzyżach. Drzwi kościoła były otwarte. Chciałem powściągnąć moją ciekawość i iść dalej, lecz jakiś głos wewnętrzny szepnął mnie: idź, cała rzecz ci się wyjaśni!
Wchodząc we drzwi, uderzyłem o ramię damy, która wychodziła z kościoła w towarzystwie mężczyzny. Byłato