Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/66

Ta strona została przepisana.

trzeć było mnie wzbronionem. W życiu słyszałem tylko jakąś dziwną waryacyą, bez tema, bez dominującej melodyi. Stanąłem więc niby w odwodzie życia, podczas gdy w koło mnie czerpano pełną dłonią z wod jego. Stałem nieporuszony, bez szału, bez zachwytu i dla tego miałem sposobność ujrzenia tego, co dla innych było ukrytem, lub na co zważać śród użycia nie mogli.
Mówią pospolicie, że kuglarz patrzących na jego kuglarstwa wprzódy wzrokiem omamić i oczarować musi. A gdy się wydarzy, że jakiś nie omamiony przez niego, przyłączy się do liczby patrzących, takowy ujrzy nagle oszustwo, i głośnym krzykiem wszystkich rozczaruje. Może być że wchodząc w obcą mnie społeczność, nie należałem do grona oczarowanych; mimo tego, śród tego grona zostałem oczarowany i złudzony czemsiś, na co to grono wcale uwagi nie zwracało.
Życie w fortecy odbywa się najczęściej według tych samych ścisłych a powtarzających się obliczeń, według których powstały jej linie fortyfikacyjne, pobudowały się domy; potworzyły się przestrzenie i przesmyki. O jednej godzinie opadają mosty, otwierają się bramy, a w chwili tej przybywa lub ubywa fortecy mieszkańców. Głównym jednak stafażem w widokach fortecy jest wojskowość. Grupy utworzone z innych stanów, zajmują miejsce podrzędne. Różni się tylko ten widok jednostajny, kolorem mundurów i stopniami snujących się żołnierzy. Cały ruch wewnątrz fortecy jest to zegarek, który nakręcany co rana, kończy swój bieg z ostatniem uderzeniem bębna retraity. W owej chwili przybiera forteca postać tajemniczą. Długie, regularnie wyciągnięte ulice, olbrzymie budowy składów i ka-