Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/84

Ta strona została przepisana.

dzimy, podajemy mu dłoń do uścisku. Nawet kodeksa nasze widzą wielką różnicę między słowem a podaniem ręki. Wszystkie prawie narody, a nawet dzikie, w dotknięciu ręki, widzą pewny rodzaj wzajemności, sojuszu, lub innych, zawsze jednak szlachetnych uczuć, które tym aktem moralnie poświęcają się. Wprawdzie wszystko w świecie na złe użytem być może, a od czasu, kiedy święty i tajeimniczy charakter pocałunku, przybrał oznakę zdrady i podłości, czyli od czasu gdy Judasz pocałował — zniknął z wielu naszych zwyczai duch pierwotny, a nam pozostała szata martwa a często zbrudzona.
Kto z prawdziwego natchnienia dłoń uściśnie, lub taki uścisk odbierze, dozna słodyczy niewysłowionej jakiegoś przelania się, czyli udzielenia jednej istoty, drugiej. W tym krótkim czasie, jakoby przez łańcuch elektryczny, przebiega dusza nasza obcą istotę i wraca z wrażeniem, jakiego tam doznała. Dowiedzioną jest rzeczą, że mocniejszy duch słabszego pobiją i czyni go od siebie niewolniczo zawisłym. Ztąd ta wyższość i demoniczna potęga duchów silnej woli i doskonalszych przymiotów. W jaki jednak sposób to się odbywa, o tem wiedzieć nie możemy, bo nie znamy istoty duchów. Widzimy tylko skutki i zewnętrzne objawy, a z nich domyślamy się o istniejących przyczynach.
Nie rozśmiejcie się więc, jeźli wam powiem, że uścisk ręki nieznajomej zabił mnie. Tak było w istocie. Nie wiem kiedy odeszła, a gdym przyszedł do siebie, ujrzałem się samotnym, a prócz hasła krzyżujących się patroli, żadnego echa kroków jej nie usłyszałem.
Pospieszyłem do pomieszkania. Rzuciwszy się na krze-