stnem, spotęgowałem w sobie wszystko to, co kiedy myślą lub uczuciem we mnie wpłynęło, a co się odtąd stało wyłącznym pokarmem duszy i serca. Była to wprawdzie smutna jednostronność życia; ale tak było. Żywiłem się tem, co innym tylko na przyprawę dano; więc nie powinna was dziwić moja tkliwość i drobnostkowość, bo ze zwroconem na wewnątrz okiem, badałem najleksze rozbudzonych uczuć odcienia. Uczyłem się anatomii ducha ludzkiego, a między mną a uczniem kliniki ta chyba zachodziła różnica, że ten odbywa studia z nożem w ręku na trupie, a ja je odbywałem na sobie za życia. Otworzyłem pierś moją i położyłem rękę na drgającem sercu, liczyłem jego bicia, mierzyłem siłę jego pociągu i wstrętu.
Do jakichże więc rezultatów doszedłem?
Oto, że człowiek ma duszę, którą myśli, i serce, które czuje a uczuciem odgaduje, że życie jego na ziemi, jest to mały rapsod tego wielkiego życia w naturze, do którego sposobić się trzeba, kształcąc duszę i serce, że wiele, bardzo wiele ludzi gaszą lekkomyślnie w swem łonie te dwa boskie ogniska, a na miejsce tychże stawiają sztucznych bożków, a ze środków czynią cele ostateczne.
Przy takiem więc usposobieniu, przy takiem odumarciu na zewnątrz, przy tak spotęgowanem życiu nerwowem, możecie się dziwić, że zdarzenia i postacie, puszczone przez taki pryzmat, rozprysły się w mem sercu na tysiące barw i kształtów, o których wy, żyjący życiem rzeczywistem, ani zamarzyć nie możecie? Powiecie, że wrażenia moje, które w kilku chwilach na ulicy zaznałem, były złudzeniem, skutkiem jakiejś choroby nerwowej. Nie mogęż ja tego samego twierdzenia użyć przeciw wam? Nie mogęż wyrzec
Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/88
Ta strona została przepisana.