Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/89

Ta strona została przepisana.

że bezwzględna negacya obcowania duchów i tychże istnienia jest skutkiem choroby fizycznej? Prawda, że suchoty są chorobą; niejestże nią równie niezwykła otyłość?
Nie przeczę zresztą, żem się ludził, że to, co w tej kobiecie i jej głosie znaleść chciałem, z własnej wydobyłem duszy, i odziałem je w te fantastyczne błyskotki, w jakie odziewa dziecko drewnianą lalkę. Ale to być nigdy nie mogło. Nie wyszedłem na ulicę chciwy marzeń i awantur, nie niosłem z sobą gotowych ram do powieści, w które mógłbym włożyć pierwsze lepsze ujrzane postacie i je blaskiem fantazmagoryi oświetlić. Szedłem bez myśli, bez marzenia, jak więzień do otwartej swojej kaźni: co większa, nie mając już swojej przeszłości, szedłem bez nadziei przyszłości.
Na jej głos dopiero uczułem w sobie prąd życia, a jej uścisk był za silny dla budzącej się dopiero z letargu duszy; — on ją zabił.
Wrażenie jednak to było zupełnie bez egoizmu. Żadna myśl nie powstała we mnie, żebym tę kobietę mógł kochać, lub od niej wzajemności żądać. Uczucie moje było czemsiś więcej, niżeli uczuciem miłości. Że mnie tem samem uczuciem wzajemną była, o tem nie wątpiłem; ale zkąd to wiedziałem? o tem nie mogę zdać sprawy.
Uczucie moje nie było uczuciem niepokoju, tęsknoty, jakiejś żądzy nieokreślonej; przeciwnie, było to jakieś błogie ukojenie i głęboki, jednostajny spokój, i błoga rezygnacya tego, co nam sprawia tutaj boleść i cierpienie. Jak tam te uczucia cechują miłość ziemską, tak te są słabym obrazem tego niepojętego szczęścia, które ma być udziałem duchów w nagrodę ich czynów dobrych.