Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/92

Ta strona została przepisana.

Dopiero po uspokojeniu się wrzących władz moralnych poczęła mnie się rzecz wyjaśniać. „Portemonnais,“ u którym moja „straniera“ tak spaniałomyślnie rozrządziła, zawierał kilka notatek niewinnych, a przedewszystkiem bilety zmojem nazwiskiem. Myśl więc, że zbieg jest złapany a mój „portemonnais“ przy nim, jako corpus delicti znaleziony, pogrążyła mnie w myśli nie nader przyjemne.
Forteca bowiem była w stanie oblężenia; wszystko więc podlegało władzy wyjątkowej. Ktokolwiek bądź inny, obwiniony o danie pomocy zbiegłemu więźniowi fortecznemu, byłby podpadł zwykłej karze, która w takich okolicznościach na podobne przestępstwa wyrzeczona bywa. Zemną jednak miała się rzecz inaczej. Przestępstwa to z mojej strony mogło by się opierać na powodach dalej sięgających a co najbardziej, odebrałoby mnie ostatni szczątek nadziei, jaką dla mojej przyszłości w spokojnem i przyzwoitem mojem zachowaniu się widziałem. Fatalne to zdarzenie ostatnie rozstroiło wyciągnioną strunę moich marzeń do życia na ziemi rodzinnej, i strąciło mnie w przepaść, bez ratunku.
Obok tej straconej już na zawsze nadziei życia rzeczywistego, w jak złudnych kolorach promieniły się w mojej pamięci powzięte tej nocy wrażenia! Znanym powszechnie pewnikiem jest, że sparaliżowana jedna strona życia człowieka, wlewa swe życie w inną, potęgując i podnosząc jej strój i głos. Przerażony następstwem tak fatalnego zdarzenia, wzdrygnąłem się, a skon moich, mozolnie skombinowanych nadziei, rozpoczął się. Lecz w miarę dogorywania tychże, odzywała się tem głośniej fibra uczucia, i tem silniejszemi zabrzmiała akordy. A z najdziwaczniejszych, eterycznych tonów uplotła się nagle jakaś nieznana mnie