Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/100

Ta strona została przepisana.
XI.

Minęło kilka tygodni. Restauracja kamienicy szła swoim porządkiem. Rozebrano chory filar, pogłębiono fundament i dzięki nieustannemu nadzorowi pana Maliny, stanął wreszcie stary Jakób w obdartym chałacie na najwyższym punkcie rusztowania i w trzeźwym jeszcze stanie położył ostatnią cegłę.
Gospodarz i lokatorowie, najbliżej tą sprawą interesowani, byli przez cały czas w humorach bardzo dobrych. Pan Malina cieszył się, że tanim kosztem nowy filar wybuduje. Obdarty murarz robił od świtu do nocy za połowę zwykłej ceny, a młody, bezfirmowy pracownik prawie za bezcen. Nieraz nawet dziwiło to pana Malinę, jakim sposobem można żyć takim zarobkiem. Prawie przez litość nad biednym człowiekiem dawał mu od czasu do czasu szklankę czystej, słomianego koloru herbaty. W skrytości zaś serca błogosławił staremu murarzowi, że mu wynalazł równego sobie białego murzyna, który, przyciśnięty biedą i niepowodzeniem