Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/109

Ta strona została przepisana.

— Cieszę się, że to słyszę od pana! — odparł protekcjonalnie pan Malina.
— Za pomocą pana zbliżyłem się w części do mego szczęścia, o którem dotąd tylko z pewną bojaźnią marzyłem!
— Bądź pan zawsze pewny mojej protekcji i rekomendacji!
— Chcę abyś pan to moje szczęście uzupełnił!
— Czy masz pan nadzieję...
— Mam wszelką nadzieję z jednej strony...
— Pan wiesz dobrze, że przy każdej budowie trzeba przedewszystkiem pozyskać względy osoby pryncypalnej, jaką jest zawsze...
— Zdaje się, że względy tej osoby posiadam...
— Czy to jest żyd czy chrześcijanin?
— Żyd czy chrześcijanin?...
— Budują teraz domy tacy i tacy!
Budowniczy rozśmiał się.
— Ależ ja nie mówię o żadnym budującym się domie!
— A ja myślałem...
— Mam inną wcale sprawę przed sobą!
— Pewnie przedsiębiorstwo publicznej natury...
— Poniekąd przedsiębiorstwo, ale w idealniejszem tego słowa znaczeniu!
— Pałac albo willa!
— Skromna sielanka!
— Cóż u kata można zarobić przy sielance?