— Według stawu grobla! Zresztą mam nadzieję otrzymać zatrudnienie przy nowobudującym się kościele.
— To już lepszy interes!
— Otóż chciałbym pańskiej rady, a jeżeli tego będzie potrzeba, pośrednictwa!
— Jak najchętniej. Ludzi takich jak pan zawsze proteguję. Wiem co znaczy praca i to jeszcze w początkach!
— Przyznam się panu, że mam pewne zamiary...
— Jeżeli zamiary dobre, to śmiało do celu!
— Nic tak nie trwoży człowieka jak każdy krok stanowczy...
— Śmiało, śmiało, mój panie! Najlepszą zaletą dzisiejszych budowniczych jest śmiałość. Cienkie a wysokie ściany, to mi śmiała robota! Nie sztuka ułożyć mur trzyłokciowej grubości! Ale tak... wysunąć go na dwie małe cegiełki, potem wymuskać, porobić fiksy faksy, przykryć lekkim daszkim i kamienica gotowa! Trzy takich kamienic byłoby z jednej starej! Jaka oszczędność materyału.
— Ale też potem kaci biorą takie domy!... Spodziewam się, że dom, który zamierzam zbudować...
— Przy której ulicy?
— Tu... bardzo blizko nas!
— Niema żadnego wolnego gruntu!
Twarz budowniczego zmieniła się.
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/110
Ta strona została przepisana.