cznych wyrywał się w duchu do różnych zagadnień filozoficznych.
Mimo tego rozdarcia jaźni swojej na dwie tak różne połowy, jest pan Filip przy dobrej fantazyi. Jest on nizki i krępy i ma zacną łysinę, którą przed światem ukrywa, i zacniejszą jeszcze małżonkę, którą zbyt często ludziom nie okazuje. Jest ona dobrej tuszy i ubiera się w jaskrawe kolory. Można ją często widzieć na różnych spacerach publicznych i koncertach.
Nie dla siebie jednak — jak sama twierdzi — czyni to wszystko zacna niewiasta. Poświęca się ona dla drugiej daleko młodszej od siebie istoty. A istota ta ma co najwięcej siedmnaście wiosen — ma długie jasne warkocze i parę czarnych jak węgiel oczu. Z figury jest podobna do wiotkiej trzciny, którą wiatr skwarny na stawiskach kołysze. Według sumiennych gramatycznych studyów pana Filipa, nazywa się słowem niewiasta „Jpani Hardzina“, a młodsza jej towarzyszka jest — „Anielą Hardzianką!“
Panna Aniela zasłużyła sobie na to nazwisko rodowe. Mogła być słusznie hardą, czyli raczej dumną z swoich złotych warkoczy, z twarzyczki sympatycznej i z tych zalotnych dołków, które pojawiały się na jej licach za każdym uśmiechem. Oprócz tego miała jeszcze usteczka jak pączki różowe, a zęby były podobne do najpyszniejszego
Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/12
Ta strona została przepisana.