Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/124

Ta strona została przepisana.

tylko Bóg wiedzieć może, nie wydawało mu się bardzo smacznem.
— Djabeł nie śpi — pomyślał sobie pan Malina — może jeszcze pomogłem budowniczemu temi wazonikami, które teraz pielęgnuje z taką niby starannością. Z po za nich patrzy na niego!
Zrobił ruch ręką jakby odpędzał od siebie jakie widma.
— Wierzę, że panna Aniela lubi kwiaty — zawołał z dobrą miną gładząc sobie brodę — wierzę także, że pani nie ma powodu nienawidzenia dawcy tych kwiatów! A co?
Aniela była pewna, że tu chodzi o przysługę jaką jej rzeczywiście wyświadczył i z jaką prawdopodobnie teraz przybywa. Nie miała jednak odwagi odpowiedzieć na to słowami — odpowiedziała silnym rumieńcem.
Pani Filipowa trąciła lekko nogą zamyślonego małżonka.
— Czy co mówisz moje serce? — zapytał skwapliwie.
— Nic — odpowiedziała niezrozumiana kobieta — coś ci się przysłyszało!
— Zdawało mi się, żeś mnie trąciła nogą!
— Chyba przypadkiem?
— A ja myślałem, że zwracasz na co moją uwagę.
— W takim razie musiałabym co chwila cię trącać. Jesteś zawsze nieprzytomny. Ciągle my-