Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/130

Ta strona została przepisana.

każdy wypadek odpowiadał pan Malina — tego nie wiem, ale wiem, co mi sam dzisiaj rano powiedział!
— Cóż powiedział?
— Powiedział, że... panna Aniela mu się podobała!
Pani Filipowa ruszyła ramionami!
— Cóż to znaczy? — z macierzyńską odpowiedziała miłością — niejeden to już powiedział!
— Ba... ale on chce to państwu i pannie Anieli powiedzieć.
— Będzie tylko ładny kompliment!
— On na komplimencie nie poprzestaje... on myśli... on myśli... żądać Anieli na żonę!
— Pan żartujesz!
— Jak Boga kocham, nie żartuję! Był u mnie rano!
— I to mówił!
— Tak... mówił to i do tego mnie prosił...
— Czy mu się w głowie przewróciło?
— Ja sam tak myślałem, ale nie powiedziałem mu tego, bo to człowiek impetyczny! Groził, że każdego zrzuci z drugiego piętra na ulicę świeżo wybrukowaną!
Pani Filipowa osłupiała.
— Mężu! mężu! — zawołała donośnym głosem — a to oszalał czy co? to łotr jakiś ze świata!