Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/143

Ta strona została przepisana.

Przestraszyła profesora ta dziwna odwaga córki. Wyglądała na lwicę, która do ostatniego tchu zamierza bronić swego gniazda. Ojciec uląkł się córki.
— Więc masz już swoje szczęście? — powtórzył z uroczystą powagą — masz szczęście gotowe?
— Mam i żadnego innego nie pragnę! — odpowiedziała z zimną, zastraszającą odwagą córka.
Profesor ciężko odetchnął.
— Jeżeli się nie mylę — ozwał się po chwili milczenia — to szczęście twoje, o którem mówisz, odnosi się do owych najpiękniejszych uczuć serca kobiecego, w którem właśnie duch tak świetny tryumf odnosi nad materyą!
Przy ostatnich słowach z uwagą spojrzał profesor na córkę, śledząc każde poruszenie jej twarzy.
— Tak — odpowiedziała z odwagą Aniela — o innem szczęściu nie myślałam w tej chwili!
— Czy zwróciłaś uwagę co o takiem szczęściu mówiłem?
— Że ono zawiera się w najpiękniejszych uczuciach serca kobiecego!...
— I że właśnie w tej chwili duch ludzki staje na wyżynach swoich i gotów jest nawet niebacznie pogardzie wszelką materyą!
— Rozumiem!
— I że duch tylko w takich wzniosłych chwilach powinien panować w sercu kobiety...
— Tak... rozumiem...